Nie ma życia bez szycia


   Jeszcze chwilę temu myślałam o szyciu jak o wyprawie w zupełnie inny wymiar. Rzecz wydawała mi się tak niemożliwa, że gdy zakup maszyny okazał się prawdą, głośno podjęłam wyzwanie: nauczę się szyć! Pierwsze nieudane próby, krzywe, koślawe, usilnie z przygryzionym językiem tworzone... Pamiętam przecież szycie z rąk mojej Mamy, coś fajnego z zupełnie niczego. To takie niby proste! A jednak to nie takie proste. Był listopad, maszyna została zapakowana w auto, Lili i ja, przed nami 500 km na południe... staję w drzwiach: "Cześć Kochani, Mamo nauczysz mnie szyć?" :) Maszyna została umieszczona na parapecie w salonie, z dobrym widokiem za okno, oświetlenie pierwsza klasa, tkaniny zakupione, więc do dzieła. W pierwszej kolejności postanowiłam obszyć znajomych z infantami, nie wiem co oni na to, ale skoro reprezentacyjnej dokumentacji brak, myślę, że nie było się czym chwalić... ;) Potem obszywałam rodzinę, Lilę, znajomych królika itd. itd. I jedno jest pewne - ćwiczenie czyni mistrza, a samo szycie absolutnie rozwija wyobraźnię przestrzenną. Dziś, z pełnym przekonaniem mogę napisać, że szycie to naprawdę wyprawa w zupełnie inny wymiar. 
A inspiracja, cierpliwość i serce = 100% handmade!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz